wtorek, 29 listopada 2011

El Muelle. Czyli najlepsze na świecie owoce morza.



Po dwóch przystawkach, (które już Wam pokazałam), przyszła kolej na danie główne.
Szczerze mówiąc, zawsze mam problem, co wybrać, gdy menu jest rozbudowane, jedzenie rewelacyjne i chciałoby się pokosztować wszystkiego…

Na szczęście El Muelle ma również tzw. opcje mieszane. Dobra alternatywa pozwalająca skosztować więcej rzeczy i nie umrzeć z przejedzenia. I nie zbankrutować.

Stanęło na ceviche mixto – śmiało mogę powiedzieć, że faktycznie najlepsze ceviche, jakiego tutaj kosztowałam; i chicharrones mixto – kawałki ryb, kalmarów, krewetki i inne pyszności obtoczone w delikatnej panierce i smażone na głębokim oleju. Wszystko świeże, chrupiące, wcale nie tłuste. Nasz zdecydowany faworyt z całego spectrum rzeczy, które kosztowaliśmy.








A sama restauracja pęka w szwach.
Fenomenalna sprawa, knajpka ma zero wystroju, plastikowe krzesła i stoły, a jedzenie… naprawdę czaruje.
‘Mieszkać w Limie, choćby jakiś czas, i chodzić tam codziennie. Marzenie…’

Pozdrawiam Was serdecznie!
Nat.


                                                                                                              

4 komentarze:

  1. Fascynuje mnie ta peruwiańska kukurydza i tamtejsza kuchnia. Zazdroszczę możliwości skosztowania świeżych owoców morza.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale mi narobiłaś smaku, w pierwszej kolejności na Amerykę Południową, a w trochę bliższej perspektywie na tak podane owoce morza. W sobotę idę na targ! :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Wygląda przepięknie. Wielkie WOW.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeśli najlepsze na świecie, to ja poproszę :) A tak na poważnie - zdjęcia i Twoja rekomendacja mówią same za siebie, szkoda, że Lima jest tak daleko...;) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję Wam za odwiedziny i feedback w postaci komentarzy :) Pozdrawiam i zapraszam ponownie!